Tajemnica Pozytywki Rozdział VI




Przepraszam za długą nie obecność.



                           Tajemnica Pozytywki 

                                               Rozdział VI

                                                     Choroba





William złapał się bukowej, zdobionej poręczy schodów. Zawroty głowy znów dały mu o sobie znać. Przez ostatnie dwa miesiące praktycznie nie mógł zmrużyć oka. Jednak tym razem nie była to wina pozytywki, a tego, tajemniczego wspomnienia. Pewnie nie było by z nim tak źle, gdyby nie dwa dodatkowe czynniki. Pierwszym z nich było przemęczenie. William praktycznie cały czas spędzał na studiowaniu starych ksiąg jego matki. Drugim z nich była pora roku, a mianowicie zima. Był w końcu 20 grudnia, a pogoda była iście  świąteczna.  Wszystkie te czynniki były źle wpływały na Williama. Chłopak zdawał sobie sprawę iż jego stan zdrowia nie jest najlepszy. Gdyby matka żyła, wiedziała by co robić. Ale niestety nie żyła. W wszystko to było jego winą.
- Gdybym wtedy nie uciekł.... Żyła by- po swych słowach puścił się poręczy i to był jego największy błąd. William utracił równowagę i spadł ze schodów.  Na nie szczęście rozbił sobie głowę.
- William! William! William!- jakiś męski głos raz po raz wyszukiwał jego imię.
- Willi... Słyszysz mnie?!- właściciel głosu złapał go za ramiona i potrząsną nim. Chłopak nie potrafił odpowiedzieć, a jego powieki stawały się coraz cięższe. Cały obraz rozmywał mu się przed oczami. Jednak zdążył zapamiętać parę czarnych niczym noc oczu, wpatrujących się w niego z troską. Pociemniało mu przed oczami i stracił przytomność. Wspomnienia.


- William, William- mały chłopiec biegł a zanim podążała jego matka. Sześciolatek był bardzo szczęśliwy z bardzo prostego powodu, a mianowicie jego matka pierwszy raz od dwóch miesięcy wyszła z nim poza kamienice. Nagle jak z podziemi pojawił się przed Williamem mężczyzna z blizną na policzku. Mały William zatrzymał się a jego matka powiedziała by wracali. Chłopiec nie rozumiał czemu jego mama tak bardzo przestraszyła się tego mężczyzny.

                                          Przed kamienicą.
- Nie, nie, nie!- pewną postać raz po raz przeklinała pod nosem. Złość owej postaci brała się z tego, że wszystko nie szło po jego myśli. Dlaczego nic nie może iść po jego myśli?! Jeśli on umrze... Nie nawet nie wolno mu tak myśleć. Może to dobrze iż jego ojciec się tu pojawił. To nie tak jak planował ale zawsze może zmienić odrobinę plan. Trzeba być dobrej myśli. Tylko jak Windiemu udało się uciec? Być może nie docenił tego starego pryka. Musi jak najszybciej dowiedzieć się o jego mocy.



                                                    W kamiecicy.
Wspomnienia.


-Synku, pośpiewaj mamie, dobrze?- spytała kobieta swego syna.
- Dobrze mamusi- chłopiec potakująco kiwną głową -  Nie zapomni, nie zapomni co ludzie szepczą,  nie zapomnij o prawdzie pośród kłamstw ukrytej i o tej panience szlochającej co smuci się a uśmiech skradł jej cień. Nie zapomnij o tym. Nie zapomnij, nie zapomnij o stworzeniu co światła się lęka i o matczynej bajce. Nie zapomnij o starej pozytywce co zaklęta jest i serce własne ma. Nie zapomnij, nie zapomnij o cierniu miłości i o przysiędze pod ciemności znakiem. Nie zapomnij, nie zapomnij, że to miało już miejsce- chłopiec skończył a jego matka zaczęła bić brawo. Chłopiec ukłonił się. Był bardzo szczę szczęśliwy, że podobał się jego występ mamie. Nagle drzwi otworzyły się i wbiegł przez nie trochę starszy od Williama chłopiec różniący się tylko kolorem oczu. To był jego starszy brat. Chłopiec uśmiechnął się.
- Mamo,  mamo znowu ten pan!- krzykną starszy brat. Uśmiech, który w tamtym momencie znajdował się na twarzy matki, momentalnie znikną. 
- Dobrze...Chłopcy idzie na górę.
- Ale mamo...-  zaczął brat Williama.
- Żadne ale. Nie chce by coś się wam stało. Albo by was zabrał....- ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem. Gdy obaj bracia zmierzali w kierunku schodów, by wykonać polecenie matki, drzwi otworzyły się z hukiem.
- Biegnij na górę braciszku- powiedział starszy brat Williama.Chłopiec zrobił to co powiedział jego brat. Po jakimś czasie chłopiec usłyszał wołanie matki. Gdy znalazł się na dole, nigdzie nie mógł znaleźć swego brata.
- Mamusiu....Gdzie jest- przerwał wypowiedzi widząc minę matki.
- Przykro mi skarbie, twój brat... on musiał wyjechać.
- A kiedy wróci?
- On już nie będzie z nami mieszkał.
- Och...A kiedy nas odwiedzi?
- On nie będzie mógł nas odwiedzić.
- A my go?
- Przykro mi, to za daleko.
- A kiedy się spotkamy?
- Skarbie... Już nigdy nie spotkasz swego brata.
- Co?
- Już nigdy się z nim nie zobaczymy.
- C-co? J-ja s-się n-nie z-zgadzam.
- Skarbie....To nie o to chodzi czy się zgadzasz.
- Nie! Nie! Nie! To wszystko twoja wina! Hy! Hy! Hy! Gdyby nie ty on by tu był! Ja chce mojego braciszka! Ja chce by on wrócił!
- Synku...Ja również tego pragnę.


William ockną się. Zdziwienie jakie towarzyszyło mu po ocknięciu się przewyższało poprzednie jakie przeżył w swym jeszcze krótki, lecz dłuższym  od przeciętnego przedstawiciela gatunku ludzkiego, życiu. Miał brata, brata! Ale jak? Dlaczego go nie spotkał? Co się z nim stało? Nie potrafił tego pojąć swym umysłem. Po chwili zorientował się, iż na jego głowie znajdował się bandaż a on sam jest w ciepłym łożu okryty pierzyną. Co prawda był we własnym pokoju i we własnym łożu, jednak jakim sposobem się tutaj znalazł? William jednego był pewien, osobą która zna odpowiedź na owe pytanie był właściciel ciemnych oczu. Nagle drzwi otworzyły się i wszedł przez nie osoba o której przed chwilą myślał William. Był to mężczyzna na oko 40 parę lat. Czarne, elegancko zaczesane do tyłu włosy i równie czarne oczy, znajdowały się na twarzy o ostrych rysach. Broda mężczyzny był porośnięta paro dniowym zarostem. Owa osoba miała na sobie fartuszek co czyniło jej wygląd nieco śmiesznym. W rękach niósł tace z jedzeniem i herbatą. Sądząc po zapachu, była to zielona herbata z miodem.
- Ciesze się, że się obudziłeś- mówiąc te słowa postawił herbatę na stoliku nocnym. William spojrzał na tajemniczego przybysza z podejrzliwym wyrazem twarzy. Powód tej nie ufności, a nawet obawy był prosty, William go nie znał. Nie wiedział kim był mężczyzna i po co tu przybył. Mimo iż mu pomógł chłopak nie miał większych powodów by mu ufać. 
- Oj! No, nie musisz być taki podejrzliwy!- przez chwile mierzył Williama uważnym spojrzeniem, by potem pokręcić głową- No tak!- westchną- Przecież ty nawet nie znasz mojego imienia. Pozwól więc, że się przedstawię. Nazywam się Windi Noriet- przybysz uśmiechną się.
- Ha?! Noriet?! Nie pomyliłeś się?!- wykrzykną wzburzony William.
- Och, William..... Nie pomyliłem się i.............dobrze kombinujesz. Jestem twoim ojcem.
- Ojcem?! Ojcem,ojcem, ojcem.....- szeptał wstrząśnięty William- A-ale jak?
- Pozwól, że ci opowiem. A więc historia zaczyna się wiele lat wcześniej. Gdzieś na obrzeżach Camelotu za panowania Artura. A więc pewna, zakochana wiedźma postanowiła się pozbyć zdradliwej  żony Artura, Ginewry. Jednak Merlin się o tym dowiedział i przeją zaklętą pozytywkę. Od tamtej pory pozytywka jest przekazywana z pokolenia na pokole....
- Chwila, chwila- przerwał William- Nie interesuje mnie ta pozytywka! Interesuje mnie jakim cudem jesteś moim ojcem!
- Oj! Spokojnie William. A więc z Isabellą poznałem się na akademii S.N.I.D. 
- Snid? A co to takiego?
- Ha?! Nigdy nie słyszałeś o Stowarzyszeniu Nocy i Dnia?- William pokręcił głową- Och naprawdę Sabrina mogła ci to powiedzieć. Jest to szkoła dla takich jak my. Każdy, no praktycznie każdy musiał wybrać strefę, Dzień lub Noc. Wracając, tam poznałem twoją matkę. Po ukończeniu akademii wzięliśmy ślub. Wkrótce później urodził się twój brat, Arton. Jakiś czas później wszystko zaczęło się psuć. Isabella odeszła razem z Artonem. Później zażądała rozwodu. Nie wiedziałem iż nosi cię pod sercem. Kiedy się o tym dowiedziałem chciałem wychowywać przynajmniej jednego z was. Ostatecznie Arton ze mną zamieszkał. No teraz on nie żyje, przynajmniej tak mówią. 











                                    Przeniesienie do XXI wieku.














Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tajemnica Pozytywki: Postać

Tajemnica Pozytywki: Postać

Nowy Rok