Tajemnica Pozytywki Rozdział III
Przepraszam za tak długą nie obecność! Mam nadzieje, że mi przebaczycie a teraz kolejny rozdział Tajemnicy Pozytywki. Bardzo się ciesze, że mój blog ma ponad 100 wyświetleń. Bardzo dziękuje i życzę miłej lektury!
Tajemnica Pozytywki
Rozdział III Rada
Sabrina doskonale wiedziała, że ma za mało dowodów a Rada SNID jest dosyć trudna do przekonania. Jeśli jej nie uwierzą a będzie mieć racje... Wzdrygnęła się. Nawet nie chciała myśleć co by się stało. Trzeba działać szybko. William. Prychnęła. Sabrina nie była zadowolona z jego powodu. Chłopakowi powierzono ważne zadanie a on sam o tym nie wiedział! Cóż za niedorzeczność. Ze wszystkich kandydatów wybrano akurat jego. To nie tak, że Sabrina sądziła, że chłopakowi się nie uda tylko on miał mnóstwo problemów. Przecież on może się załamać, podać, uciec... Zresztą to ostatnie już zrobił gdy miał 10 lat. Poza tym on nienawidzi pozytywki do tego stopnia, że najchętniej by ją zniszczył. To nie odpowiedzialne powierzać mu te zadanie. To jeszcze dzieciak. A jego ojciec w każdej chwili może się ujawnić. William przecież nic o nim nie wie. To nie może dobrze się skończyć. A jego starszy brat? Och. Nie chciała myśleć na ten paskudny temat. Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze trochę czasu. Trzeba załatwić sprawę z ojcem i bratem Williama. Kobieta zaklęła pod nosem na swoją pamięć. Jeśli dobrze pamięta, to brat Williama nie żyje. Smutne. Tylko to mogła powiedzieć. A co jeśli...
- Niedorzeczność- mruknęła do siebie- Hmmm-wtem uwagę kobiety przykuła uliczka. Czy ktoś ją obserwował? Na pewno nie. Tą myślą chciała to potwierdzić, a raczej siebie przekonać, że to prawda. Jej podejrzenia nie dawały jej spokoju. Miała nadzieje, że się nie sprawdzą. Trzeba się rozprawić z Windim. Sabrina przybyła na jego mroczną posiadłość. Stał tam przepiękny, ogromny dwór. Zabudowany był z czarnej cegły. W okuł posiadłości rozciągał się zaniedbany i mroczny ogród. Zaniedbane pnącza porastały zniszczone, połamane i stare rzeźby. Drzewa dawno nie wypuściły świeżych liści, a te stare zwiędły i suche spadły na ziemie. Piękne niegdyś kwiaty teraz były całkiem suche, zresztą jak wszystkie rośliny. Mostek, który niegdyś dumnie unosił się nad błękitnym strumykiem teraz unosił się nad starą, obrzydliwą breją. W owej brej znajdowały się glony, nie żywe ryby i inne żyjątka, sama woda była całkiem brudna.
- Obrzydliwe- rzekła ze wstrętem Sabrina, patrząc na mostek i breje pod nim. Sabrina weszła do dworu.
- W środku nie wygląda lepiej niż na zewnątrz- mruknęła przyglądając się zniszczonemu wnętrzu. Po chwili, która dla Sabriny trwała wieczność znalazła właściciela zniszczonej posiadłości.
- Cóż za spotkanie!- krzyknął Windi przyglądając się Sabrinie- Izzi przysyła koleżanki? Hahaha. Przezabawnie. Cóż się takiego stało? Hmmm?- Sabrina nie znosiła tego mężczyzny całą sobą. Gardziła takimi jak on, istotami bez serca i moralności. Nie rozumiała co Izabell w nim widziała.
- Izabella nie żyje- oświadczyła wpatrując się czarne oczy Windiego
- Och co za niespodzianka...
- Masz nie kontaktować się z Williamem
- Williamem? Ach moim drugim synem. Skoro Izzi nie żyje nikt go nie ochroni. Sama dobrze o tym wiesz Sabrino. Zresztą chłopak powinien poznać ojca. Jak każde dziecko. Mylę się?
- To że nie znam swego ojca nie znaczy, że chcę. Nie wtrącaj się Windi bo będziesz mieć do czynienia ze mną- czarnowłosy wpatrywał się w nią przez chwile a potem zaczął się śmiać.
-Z tobą? A co ty możesz mi zrobić, panu ciemności? Haha- Sabrina obróciła się a na dowiedzenia powiedziała:
- Jednego syna wychowałeś i zobacz jak skończył. Williama zostaw w spokoju- po tych słowach zniknęła a z ust Windiego znikną uśmiech.
- Nie zdołasz sama ocalić Williama, tak jak ja nie zdołałem ocalić jego brata-rzekł Windi przed zniknięciem Sabriny. Kobieta była bardzo szczęśliwa, że opuściła tą zniszczoną posiadłość. Jednakże nie udało się jej osiągnąć celu w jakim się tam zjawiła. Ostatecznie Windi nie odpowiedział jej czy zamierza spotkać się z Williamem. Miała nadzieje, że nie. Ciekawe czy uda się jej przekonać Rade SNID. Kobieta ruszyła ulicami miasta prosto do siedziby SNID. Gdy się tam znalazła ruszyła w kierunku Rady. W momencie w którym weszła, do środka jej oczom ukazała się sala z marmuru z trzynastoma fotelami należącymi do członków Rady.
- Proszę o wyrecytowanie przysięgi Sabrino Chryzoklo- rzekł Serint
- Na krawędzi dobra i zła. Na krawędzi nocy i dnia, od wieków dumnie stoi. By chronić i zła pilnować. Stowarzyszenie Nocy i Dnia- wyrecytowała Sabrina
- Cóż cię tu sprowadza?- zapytała Nabura
- Mam do was dwie sprawy- odpowiedziała
- Jakie?- spytał Faro
- Mam podejrzenia, że Pan Ciemności powrócił
- Cóż za niedorzeczność!- oburzył się Serint
- Wybacz ale skąd ten pomysł?- spytała Nabura
- Z wizji i przepowiedni- odrzekła Sabrina
- Śmiem nie wierzyć- rzekł Faro
- Jeśli wolno zapytać, skąd ten brak wiary?- spytała wściekła a za razem zaciekawiona Sabrina
- A stąd, Pan Ciemności jest zamknięty a rada odwiedza go co dwa dni- odpowiedział Serint
- A druga sprawa Sabrino?- spytała Nabura
- Chodzi o Williama. Uważam, że nie jest on odpowiednim kandydatem do tego zadania
- Jest idealny- odparł Faro
- Ale..
- Żadnych ale- odparł Serint
- Jeśli to już wszystko prosimy o opuszczenie Rady- rzekła Nabura. Sabrina doskonale wiedziała, że nie ma po co się spierać z Radą. Miała nadzieje, że przynajmniej Faro jej uwierzy. Widać to było wyłącznie złudzenie. Został tylko mieć nadzieje, że to ona się myliła a nie Rada
- Niedorzeczność- mruknęła do siebie- Hmmm-wtem uwagę kobiety przykuła uliczka. Czy ktoś ją obserwował? Na pewno nie. Tą myślą chciała to potwierdzić, a raczej siebie przekonać, że to prawda. Jej podejrzenia nie dawały jej spokoju. Miała nadzieje, że się nie sprawdzą. Trzeba się rozprawić z Windim. Sabrina przybyła na jego mroczną posiadłość. Stał tam przepiękny, ogromny dwór. Zabudowany był z czarnej cegły. W okuł posiadłości rozciągał się zaniedbany i mroczny ogród. Zaniedbane pnącza porastały zniszczone, połamane i stare rzeźby. Drzewa dawno nie wypuściły świeżych liści, a te stare zwiędły i suche spadły na ziemie. Piękne niegdyś kwiaty teraz były całkiem suche, zresztą jak wszystkie rośliny. Mostek, który niegdyś dumnie unosił się nad błękitnym strumykiem teraz unosił się nad starą, obrzydliwą breją. W owej brej znajdowały się glony, nie żywe ryby i inne żyjątka, sama woda była całkiem brudna.
- Obrzydliwe- rzekła ze wstrętem Sabrina, patrząc na mostek i breje pod nim. Sabrina weszła do dworu.
- W środku nie wygląda lepiej niż na zewnątrz- mruknęła przyglądając się zniszczonemu wnętrzu. Po chwili, która dla Sabriny trwała wieczność znalazła właściciela zniszczonej posiadłości.
- Cóż za spotkanie!- krzyknął Windi przyglądając się Sabrinie- Izzi przysyła koleżanki? Hahaha. Przezabawnie. Cóż się takiego stało? Hmmm?- Sabrina nie znosiła tego mężczyzny całą sobą. Gardziła takimi jak on, istotami bez serca i moralności. Nie rozumiała co Izabell w nim widziała.
- Izabella nie żyje- oświadczyła wpatrując się czarne oczy Windiego
- Och co za niespodzianka...
- Masz nie kontaktować się z Williamem
- Williamem? Ach moim drugim synem. Skoro Izzi nie żyje nikt go nie ochroni. Sama dobrze o tym wiesz Sabrino. Zresztą chłopak powinien poznać ojca. Jak każde dziecko. Mylę się?
- To że nie znam swego ojca nie znaczy, że chcę. Nie wtrącaj się Windi bo będziesz mieć do czynienia ze mną- czarnowłosy wpatrywał się w nią przez chwile a potem zaczął się śmiać.
-Z tobą? A co ty możesz mi zrobić, panu ciemności? Haha- Sabrina obróciła się a na dowiedzenia powiedziała:
- Jednego syna wychowałeś i zobacz jak skończył. Williama zostaw w spokoju- po tych słowach zniknęła a z ust Windiego znikną uśmiech.
- Nie zdołasz sama ocalić Williama, tak jak ja nie zdołałem ocalić jego brata-rzekł Windi przed zniknięciem Sabriny. Kobieta była bardzo szczęśliwa, że opuściła tą zniszczoną posiadłość. Jednakże nie udało się jej osiągnąć celu w jakim się tam zjawiła. Ostatecznie Windi nie odpowiedział jej czy zamierza spotkać się z Williamem. Miała nadzieje, że nie. Ciekawe czy uda się jej przekonać Rade SNID. Kobieta ruszyła ulicami miasta prosto do siedziby SNID. Gdy się tam znalazła ruszyła w kierunku Rady. W momencie w którym weszła, do środka jej oczom ukazała się sala z marmuru z trzynastoma fotelami należącymi do członków Rady.
- Proszę o wyrecytowanie przysięgi Sabrino Chryzoklo- rzekł Serint
- Na krawędzi dobra i zła. Na krawędzi nocy i dnia, od wieków dumnie stoi. By chronić i zła pilnować. Stowarzyszenie Nocy i Dnia- wyrecytowała Sabrina
- Cóż cię tu sprowadza?- zapytała Nabura
- Mam do was dwie sprawy- odpowiedziała
- Jakie?- spytał Faro
- Mam podejrzenia, że Pan Ciemności powrócił
- Cóż za niedorzeczność!- oburzył się Serint
- Wybacz ale skąd ten pomysł?- spytała Nabura
- Z wizji i przepowiedni- odrzekła Sabrina
- Śmiem nie wierzyć- rzekł Faro
- Jeśli wolno zapytać, skąd ten brak wiary?- spytała wściekła a za razem zaciekawiona Sabrina
- A stąd, Pan Ciemności jest zamknięty a rada odwiedza go co dwa dni- odpowiedział Serint
- A druga sprawa Sabrino?- spytała Nabura
- Chodzi o Williama. Uważam, że nie jest on odpowiednim kandydatem do tego zadania
- Jest idealny- odparł Faro
- Ale..
- Żadnych ale- odparł Serint
- Jeśli to już wszystko prosimy o opuszczenie Rady- rzekła Nabura. Sabrina doskonale wiedziała, że nie ma po co się spierać z Radą. Miała nadzieje, że przynajmniej Faro jej uwierzy. Widać to było wyłącznie złudzenie. Został tylko mieć nadzieje, że to ona się myliła a nie Rada
Komentarze
Prześlij komentarz